Podbój Polskich Planetariów – etap 6
Zimowe spotkania
Z ogromną ciekawością moja żona i ja rozpoczynamy szóstą odsłonę Podboju Polskich Planetariów w słoneczne piątkowe południe. Cel jest jasno sprecyzowany: obejrzeć i opisać polskie planetaria szkolne. Pierwsze miejsce na trasie etapu to Potarzyca – duża wieś położona niespełna 10 kilometrów od centrum Jarocina. Po uporaniu się z korkami w Krotoszynie i Koźminie oraz pokonaniu zaśnieżonych dróg lokalnych docieramy około godziny 16:30 na miejsce, do szkoły podstawowej i gimnazjum im. Jana Heweliusza, gdzie serdeczne przywitanie gotuje nam gospodarz planetarium, pan Andrzej Owczarek. Już przy samym wejściu nasz podziw wzbudza sporych rozmiarów dzieło rąk pana Andrzeja, plastyka z wykształcenia.
W Potarzycy. Spotkanie z Andrzejem Owczarkiem
Poczęstunek, rozmowa, czytanie wpisów w księdze pamiątkowej oraz oglądanie nowej części budynku przeznaczonej specjalnie na potrzeby planetarium skracają czas spędzony na oczekiwaniu na resztę podbojowej ekipy, jadącej z Kalisza, w składzie: Radek, Justyna oraz ojciec Justyny.
Gdy jesteśmy w komplecie, pan Andrzej pokazuje nam krótką prezentację na temat historii planetarium oraz tego, co aktualnie dzieje się w placówce i czym zajmuje się Szkolne Koło Miłośników Astronomii dysponujące dwoma całkiem sporymi teleskopami. Oglądamy wykonane przez pana Andrzeja i jego uczniów zdjęcia nieba oraz krótkie filmy z kamerki internetowej sprzężonej z teleskopem. Kolejna porcja fotografii uzmysławia nam ogrom pracy włożonej w zbudowanie projektora planetarium oraz kopuły przez 13 lat – od 1993 do 2006 roku – ustawionej w jednej z klas potarzyckiej szkoły. Od ponad dwóch lat planetarium dysponuje nowymi, znacznie większymi pomieszczeniami dobudowanymi do starego budynku szkolnego, z zapleczem oraz większą kopułą.
Pod kopułą
Wreszcie nadchodzi chwila, na którą czekamy od początku wizyty – przekraczamy próg sali projekcyjnej, lekko tylko rozjaśnionej dyskretnym światłem, potęgującym efekt tajemniczości, obecny w każdym chyba planetarium na świecie. Nowa, zbudowana w 2006 roku sześciometrowa kopuła z kompozytów jest wsparta na filarach o wysokości 160 cm. Nieco schylając głowy wchodzimy pod półkulisty ekran, pod którym stoi projektor zbudowany własnoręcznie przez pana Andrzeja i uczniów skupionych w szkolnym kole astronomicznym.
Projektor
Kula projektora, przypominająca starą minę morską z wieloma zapalnikami, zaopatrzona jest w 24 obiektywy. Każdy obiektyw jest układem optycznym, złożonym z kondensora skupiającego światło centralnie umieszczonej pojedynczej żarówki oraz zespołu soczewek rzutujących obraz na kopułę.
Pomiędzy kondensorem i soczewkami obrazowymi znajduje się cienka mosiężna płytka z ręcznie wykłutymi otworkami, widoczna na fotografii poniżej po odkręceniu obiektywu.
Średnice otworków są tak dobrane, by wzajemne jasności gwiazd wyświetlanych na planetaryjnym niebie były jak najbardziej zbliżone do prawdziwych, znanych z nocnego nieba. Czytelników zainteresowanych procesem tworzenia owych metalowych płytek z polami gwiazd zapraszam do dalszej części relacji i opisu planetarium w Piotrkowie Trybunalskim.
Wady optyczne soczewek (wykorzystano obiektywy z powiększalników fotograficznych Krokus) i fakt, że ich układ musiał być dobrany eksperymentalnie, a nie został wykonany w zakładach optycznych według rygorystycznych norm powodują, że gwiazdy wyświetlane na kopule wykazują niewielką aberrację chromatyczną. Nie przeszkadza ona jednak w odbiorze nieba.
Kolejną ciekawostką jest brak tzw. powiek – obecnych w fabrycznych projektorach przysłon zakrywających obiektywy tych fragmentów nieba, które aktualnie znajdują się pod horyzontem kopuły. Przysłony działają grawitacyjnie, czyli opadają pod wpływem własnego ciężaru znajdując się w określonym położeniu. Gdy obserwujemy prawdziwe nocne rozgwieżdżone niebo, to gwiazdy znajdujące się poniżej widnokręgu nie są dla nas widoczne. By wywołać u widza siedzącego w gwiezdnym kinie jak najwierniejsze wrażenie przebywania pod prawdziwym niebem, przesłony zamykające się w odpowiednim momencie odcinają światło gwiazd znajdujących się w danej chwili pod horyzontem planetarium, czyli dolnym obrzeżem kopuły. W potarzyckim projektorze brak powiek powoduje, że obrazy gwiazd świecą wszędzie – nie tylko na kopułę, ale i na podłogę, i na widzów. O ile widz dorosły lub przynajmniej kilkunastoletni szybko potrafi zapomnieć o tych nadprogramowych świetlistych punkcikach przesuwających się zgodnie z ruchem nieba po nim samym i otaczających go przedmiotach i innych ludziach, to młodsze dzieci są nimi zafascynowane i potrzebują więcej czasu podczas seansu na przyzwyczajenie się do ich obecności.
Rozlega się muzyka, a nasz gospodarz i zarazem twórca projektora zabiera nas w podróż po niebie, prezentując możliwości swojego dzieła. Gwiazdy wschodzą i zachodzą, Droga Mleczna świeci w zenicie, pokazują się planety, a Księżyc wchodzi w cień Ziemi dając piękne zjawisko zaćmienia. Okazuje się, że można również zaprezentować całkowite zaćmienie Słońca z koroną słoneczną, ale wymaga to przestawienia części aparatury.
Po seansie pan Andrzej wyjaśnia nam rozmaite techniczne szczegóły projektora gwiazd i dodatkowych projektorów planet, Słońca, Księżyca, sztucznego satelity Ziemi, linii układów współrzędnych, Drogi Mlecznej... Można – podobnie jak w projektorze ZKP 1 firmy Zeiss (takim, jak w Szczecinie, Warszawie i obu gdyńskich planetariach) – wyświetlić praktycznie całe niebo północne i południowe z wyjątkiem niewielkiego wycinka wokół południowego bieguna nieba. W tym bowiem miejscu kula projektora jest połączona z resztą konstrukcji. Podobieństw do zeissowskiej aparatury jest zresztą więcej – można zmieniać szerokość geograficzną miejsca obserwacji, ale podróż musimy zakończyć na równiku, na którym ruch dobowy sfery niebieskiej pozwala na obejrzenie całego nieba. Takie ograniczenie wynika wprost z konstrukcji projektora.
Dodatkowe informacje
Ciekawe zdjęcia i spora dawka informacji o działalności planetarium jest pod adresem http://www.planetarium-potarzyca.prv.pl. Gorąco zachęcam do odwiedzin!
Na koniec oglądamy jeszcze imponujące tellurium zbudowane przez jednego z uczniów jako pracę dyplomową, abstrakcyjne obrazy o tematyce astronomicznej malowane przez uczniów w ramach zajęć plastycznych i wykonaną przez pana Andrzeja tablicę z portretem patrona szkoły – Jana Heweliusza. Jest już późny wieczór, wymieniamy zatem ostatnie wrażenia, ustawiamy się do pamiątkowej fotografii, po czym odwozimy naszego gościnnego gospodarza do Jarocina i ruszamy dalej na wschód, w kierunku Kalisza, gdzie w mieszkaniu Justyny i Radka spędzimy dzisiejszą noc.
W Piotrkowie Trybunalskim. Planetarium z czajników
Rano z lekkim poślizgiem spowodowanym koniecznością oczyszczenia samochodu z gołoledzi wyruszamy do Piotrkowa Trybunalskiego w składzie powiększonym o Maćka, który wieczorem dotarł z Wrocławia. Droga mija sprawnie, pomimo paskudnej pogody niesprzyjającej weekendowym wyjazdom, a może właśnie dzięki niej, ponieważ ruch na trasie jest znikomy.
Punktualnie w południe dojeżdżamy do centrum Piotrkowa. Szacowne I Liceum Ogólnokształcącego im. Bolesława Chrobrego rozpoznajemy bez kłopotu. Gmach jest wielki, na jego frontonie widać zegar słoneczny, a na dziedzińcu przed szkołą – pomnik Mikołaja Kopernika.
W sali projekcyjnej
Drzwi do sali numer 31 na pierwszym piętrze wielkiego gmachu są uchylone. Pan Jacek Stańczak, opiekun planetarium, czeka już na nas.
Projektor
Pod sześciometrową podwieszoną na suficie kopułą (zaleta wysokich pomieszczeń szkoły) króluje projektor – podobnie jak w Potarzycy zbudowany własnoręcznie. Jego historia jest bardzo ciekawa. Pozwolę sobie oddać głos panu Jackowi i zacytować obszerny fragment ze strony piotrkowskiego planetarium:
Planetarium w I Liceum Ogólnokształcącym imienia Bolesława Chrobrego w Piotrkowie Trybunalskim rozpoczęło działalność 10 października 1981 r. Było to pierwsze amatorskie planetarium w Polsce. Pomysłodawcą i wykonawcą przedsięwzięcia był nauczyciel fizyki i astronomii Zbigniew Solarz.
Planetarium zostało wykonane w ciągu dwóch lat. W jednej z sal lekcyjnych zbudowano kopułę o średnicy 6 metrów i aparaturę wyświetlającą złożoną z około 50 rzutników o rozmaitym przeznaczeniu. Sercem aparatury jest kapsuła zawierająca 24 rzutniki wyświetlające około 6 tys. gwiazd. Planetarium powstało bez żadnej dokumentacji. Pomysły pojawiały się na bieżąco. Weryfikowano je metodą prób i błędów, na drodze niezliczonej liczby eksperymentów.
Najpierw zajęto się konstrukcją kopuły nieba. Wykonali ją uczniowie z 24 klinów wyciętych z folii polietylenowej, którą pozszywano na okrętkę.
Największy problem stanowiły soczewki niezbędne do aparatury wyświetlającej. Sytuację uratowały Warszawskie Zakłady Optyczne, które podarowały profesorowi Solarzowi i jego pomocnikom kilka kilogramów swoich wybrakowanych wyrobów.
Pomysłów nie brakowało. Pierwszą kapsułę wykonano z czajników. Pomocne okazały się rzeczy nikomu niepotrzebne: opakowania po dezodorantach, sprężyna z łóżka, rurki od namiotów, blaszki ze starych zegarów i gramofonów.
Najwięcej kłopotów dostarczyło wykonanie gwiazd. Przygotowanie klisz wymagało niesamowitej precyzji. Należało własnoręcznie sporządzić mapki nieba i nanieść na nie, za pomocą pęsety, każdą z 6124 gwiazd. Wycinano je z papieru. Miały różne rozmiary, w zależności od jasności. Potem fotografowano to. W ten sposób tworzono szablon fragmentu nieba, który służył jako wzorzec do ostatecznego wykonania gwiazd z folii mosiężnej. W tym celu, z zegarmistrzowską precyzją, należało dokonać kilku tysięcy nakłuć szpilką. Każde takie foliowe kółeczko, umieszczone we właściwym rzutniku, dało na kopule obraz fragmentu nieba.
W drugiej połowie lat 80. udało się konstruktorowi wiele rzeczy w planetarium przerobić. Zmieniono kopułę. Czajniki zostały zastąpione idealnymi sferycznymi czaszami. pojawiły się też nowe soczewki.
Na bazie piotrkowskiego planetarium zbudowano inne: w Łodzi i Potarzycy gmina Jarocin. Zbigniew Solarz chętnie pomagał tym, którzy zwrócili się do niego o radę, budowniczowie obu korzystali z jego wiedzy i doświadczenia.
Jak wynika z zacytowanego opisu, pomysłodawcą i głównym budowniczym pierwszego amatorskiego planetarium w Polsce był Zbigniew Solarz. Jak zwykle bywa w przypadku ambitnych pomysłów i przedsięwzięć, krytyków było wielu: Nic tedy dziwnego, że w Polskim Towarzystwie Miłośników Astronomii z powątpiewaniem słuchano Zbigniewa Solarza, który na jednej z sesji stwierdził, że za dwa lata w LO im. Chrobrego w tamtejszym planetarium odbędzie się pierwszy seans. Ale po wyznaczonym czasie okazało się, że pan Zbigniew nie rzuca słów na wiatr:
Jednak się kręci i można już teraz powiedzieć, że kręci się zupełnie nieźle. Do tego stopnia, że obroty sfer niebieskich w planetarium w piotrkowskiej szkole wprawiły w zachwyt i podziw największych fachowców w tej dziedzinie. Uroczyste otwarcie pierwszego polskiego, zarazem pierwszego szkolnego planetarium odbyło się 10 października 1981 r. i zostało połączone z doroczną krajową konferencją prezesów Oddziałów Głównej Rady Naukowej Polskiego Towarzystwa Miłośników Astronomii i Komisji Współpracy Planetariów Polskich. Trudno o bardziej fachowe jury. Trudno też o pozytywniejszą ocenę niż ta, jaką zyskała zbudowana przez amatora aparatura. W Polsce pracuje obecnie 9 urządzeń planetaryjnych. Wszystkie z importu. Wszystkim też, pod względem precyzji, bogactwa pokazywanych podczas seansu zjawisk dorównuje – zdaniem specjalistów – planetarium Zbigniewa Solarza. W niektórych przypadkach je przewyższa – np. tylko w Piotrkowie można pokazać obraz zorzy polarnej.
Gorąco polecam przejrzenie artykułów prasowych na stronie piotrkowskiej placówki – jest to arcyciekawa lektura. Nie tylko ze względu na to, jakiej tematyki i osoby dotyczy, ale i na język, jakim jest napisana – szczególnie jeśli chodzi o prasę popularną. Artykuły można znaleźć w tym miejscu.
Teraz kilka obiecanych zdań o sposobie wykonania gwiazd. Najpierw zacytuję samego twórcę planetarium – Zbigniewa Solarza:
Najwięcej kłopotów miałem z gwiazdami. Z wykonaniem klisz do rzutników, z otworkami, które na kopule dałyby obraz gwiazd. Najpierw, próbując, dziurkowałem według zdjęć papier, później folię aluminiową, wreszcie miedzianą. Na kółku folii o średnicy 47 mm trzeba zrobić kilkaset otworków, niektóre o średnicy setnych części milimetra. Wielu nie widać gołym okiem. Na kopule dają obraz gwiazd z zachowaniem parametrów uzyskiwanych w planetariach Zeissa. Aby do tego dojść musiałem tych otworków zrobić co najmniej 100 tysięcy.
Nieprawdopodobne! Pan Jacek twierdzi, że dopiero siódmy komplet klisz nadawał się do zainstalowania w projektorze na stałe.
Aby zdać sobie sprawę z tego, ile benedyktyńskiej cierpliwości, zegarmistrzowskiej precyzji i zdrowia wymaga takie zadanie, oprę się na opowieściach pana Andrzeja Owczarka z Potarzycy. Jemu samemu wykonanie jednej metalowej kliszy zajmowało średnio dwa dni z lupą zegarmistrzowską przy oku i kompletem stale ostrzonych igieł o różnej średnicy do przekłuwania metalowych blaszek. Pamiętajmy, że obiektywów jest dwadzieścia cztery, zatem należy wykonać tyle samo klisz. Łącznie daje to około 50 dni pracy na wszystkie klisze! Dość powiedzieć, że to właśnie po stworzeniu nieba pan Andrzej zaczął nosić okulary, a prace nad projektorem zaczęły się około roku 1987 (przypomnę, że planetarium rozpoczęło działalność w 1993 roku).
Jak podają w tym tekście Jadwiga Biała i Kazimierz Schilling, w projektorze olsztyńskiego planetarium – znacznie większym od piotrkowskiego – otwór odpowiadający najjaśniejszej gwieździe poza Syriuszem, czyli Kanopus z gwiazdozbioru Kila, ma na kliszy średnicę 0,016 mm (16 µm), to znaczy, że jest nieznacznie większy od średnicy ludzkiego włosa! Jeśli przypadkowo został wykonany zbyt duży otworek odpowiadający gwieździe (co mogło się zdarzyć choćby przez zbyt mocne nakłucie metalowej blaszki), trzeba było zasklepić go i wykonać mniejszy w tym samym miejscu tak, by nie zniszczyć innych prawidłowo wykonanych otworków w jego pobliżu.
Zbigniew Solarz nie dysponował żadną dokumentacją techniczną ani projektorem, do którego mógłby zajrzeć w każdej chwili i sprawdzić, jak działa ten czy inny element. Jak wspomina on i jego uczniowie, do wszystkiego dochodzono metodą prób i błędów.
Poniższe zdjęcia prezentują dwa etapy wytwarzania klisz. Pierwsze z nich to fotografia (a właściwie fotografia fotografii) mapy nieba z naniesionymi gwiazdami o różnych średnicach, symbolizujących różne jasności gwiazd widocznych na prawdziwym niebie. Kolejne dwie to metalowa klisza sfotografowana z lampą błyskową (pierwsze zdjęcie) i bez niej (drugie zdjęcie). Na pierwszej fotografii lepiej widać strukturę blaszki i kratery mikroskopijnych otworków; na drugiej – same gwiazdy.
Wrażenia z seansu
By ochłonąć po liczbach wielkich i małych oraz myśleniu o ogromie pracy włożonej w zbudowanie aparatury, prosimy pana Jacka o zademonstrowanie jej możliwości.
Zasiadamy na szkolnych krzesłach wokół projektora, światło przygasa, rozlegają się znajome dźwięki obecnej w każdym chyba planetarium płyty Oxygene Jean'a Michel'a Jarre'a. Powoli pojawiają się gwiazdy, pokazuje się Księżyc w pierwszej kwadrze. Prawie słyszę, jak moja szczęka opada z hukiem na podłogę. Niebo jest piękne! Jakość gwiazd nie odbiega od fabrycznego, zeissowskiego. Silnik napędzający ruch dzienny projektora obraca się nadzwyczaj cicho. Nad naszymi głowami świeci smuga Drogi Mlecznej.
Pan Jacek kolejno wyświetla nam układy współrzędnych, zorzę polarną, symbole gwiazdozbiorów zodiakalnych. Zmieniając wysokość Gwiazdy Polarnej odbywamy podróż na równik, biegun północny i z powrotem do Polski. Na niebie południowym widać Krzyż Południa, gwiazdozbiór Centaura, jasne gwiazdy środka Galaktyki oraz Obłoki Magellana. Na koniec podróż w czasie – dzięki zobrazowaniu ruchu precesyjnego osi Ziemi możemy na własne oczy przekonać się, jak w ciągu 26 tysięcy lat będzie zmieniało się pojęcie Gwiazdy Polarnej. Światło rozjaśnia się, muzyka cichnie i wracamy do rzeczywistości początku XXI wieku.
Z ciekawością raz jeszcze spoglądamy na nieco przykurzoną aparaturę. Z szacunkiem patrzymy na starą sprężynę od łóżka pełniącą rolę naciągu, wielkie szpule po niciach w roli obudów projektorów, starannie wykonany pulpit sterowniczy i strzałkę do pokazywania obiektów i zjawisk na planetaryjnym niebie. Z bliska oglądamy projektor Drogi Mlecznej wykonany przez nakłucie w cienkiej blaszce setek otworków oraz zrobiony podobną techniką projektor gwiazdozbiorów zodiakalnych.
Zbliża się czas wyjazdu z Piotrkowa. Jeszcze przez kilka minut rozmawiamy z panem Jackiem o jego pracy dydaktycznej, o przygotowywaniu uczniów do olimpiad astronomicznych i informatycznych, wykonujemy pamiątkową fotografię pod kopułą, na korytarzu z ciekawością rzucamy okiem na gabloty ze zdjęciami autorstwa pana Jacka i jego podopiecznych, po czym żegnamy się i wychodzimy na zewnątrz. Przed odjazdem nie obejdzie się bez zdjęcia przed pomnikiem Mikołaja Kopernika. Później już tylko pozostaje usadowić się w samochodzie, po raz ostatni rzucić okiem na gościnne mury szkoły i skierować na północ, do Łodzi. Czytelnikom zainteresowanym historią piotrkowskiego planetarium z całego serca polecam adres http://www.planetarium1lo.pl.
W Łodzi. Spotkanie z Pawłem Maksymem
Dawna stolica przemysłu włókienniczego wita nas korkami. Dysponując tylko schematycznym planem miasta dość sprawnie docieramy w okolice ulicy Pomorskiej, gdzie mieści się planetarium. Parkujemy na zaśnieżonym parkingu przy ulicy Wschodniej i dzwonimy do Pawła Maksyma – miłośnika astronomii pracującego w łódzkim planetarium, który uległ naszym prośbom i zgodził się przyjąć nas w nadprogramowym czasie. Po otrzymaniu od niego wskazówek okazuje się, że stoimy o przysłowiowy rzut beretem od interesującego nas miejsca. Wystarczy przejść kilkadziesiąt metrów przez dwie wysokie bramy dawnej żydowskiej szkoły, by znaleźć się na dziedzińcu planetarium i obserwatorium astronomicznego imienia Arego Sternfelda.
Oczekiwanie na przyjazd naszego przewodnika urozmaicamy sobie oglądaniem gabloty poświęconej patronowi placówki oraz sali wykładowej na piętrze budynku. Paweł Maksym, którego Radek i ja poznaliśmy kilka lat wcześniej w Grudziądzu przy okazji Ogólnopolskiego Młodzieżowego Seminarium Astronomicznego, przyjeżdża kwadrans po naszym przybyciu i od razu prowadzi naszą podbojową ekipę na parter, gdzie po dłuższej walce z pękiem kluczy udaje nam się wejść do przedsionka, a następnie – po kolejnym starciu z kluczami – do planetarium.
W sali projekcyjnej
Sala jest przemyślnie zaprojektowana. Sześciometrowa kopuła jest podwieszona na stalowych linkach, a jej położenie jest stabilizowane przez umocowanie boków kopuły do ścian pomieszczenia. Widzowie siedzą na podwyższeniu mniej więcej metrowej wysokości, na przymocowanych do podłogi krzesłach ustawionych na obwodzie podwyższenia. Wejście na podwyższenie prowadzi po trzech stopniach, dzięki czemu nie trzeba schylać się przy wkraczaniu pod kopułę. Sprytne rozwiązanie!
Stanowisko dla osoby prowadzącej seans jest umieszczone centralnie i otoczone parawanem ze sklejki, co początkowo stwarza wrażenie dystansu pomiędzy prowadzącym a widzami, ale po zgaszeniu świateł dystans zanika.
Pod blatem wewnątrz stanowiska operatora schowano estetycznie wykonany pulpit sterowniczy z ciemnozielonego szkła (z braku miejsca umieszczony nietypowo, bo pionowo), sprzęt nagłaśniający oraz okablowanie.
Paweł żywo opowiada nam o działalności planetarium i obserwatorium, różnych inicjatywach własnych i prowadzonych wspólnie z kolegami i koleżankami z placówki. Snuje też opowieści o projektorze. Okazuje się, że jest to drugie (a właściwie trzecie) urządzenie wykonane przez Zbigniewa Solarza z Piotrkowa według tego samego projektu, zatem rozwiązania techniczne i możliwości projekcyjne są takie same. Ze względu na fakt, iż aparatura jest wykonana ręcznie, nie jest oczywiście możliwe uzyskanie identycznego wyglądu nieba; Paweł twierdzi (chociaż uczciwie zaznacza, że to czepianie się), iż przy dłuższym porównywaniu niektórych fragmentów nieba w planetarium z prawdziwym nocnym niebem widać drobne różnice. Jednak dla laika, dla którego sztuczne niebo planetarium jest często pierwszym, a może i ostatnim kontaktem z kilkoma tysiącami gwiazd widocznych z dala od zanieczyszczonego światłem miejskiego nieboskłonu, nie ma to w praktyce żadnego znaczenia – i tak wychodzi zachwycony.
Wrażenia z seansu
Rozsiadamy się na miejscach dla publiczności, a Paweł gasi światła i rozpala dla nas niebo, demonstrując szerokie możliwości aparatury. Po seansie w Piotrkowie wiemy już, czego możemy się spodziewać, ale i tak jesteśmy pod wrażeniem, chociaż gwiazdy są tutaj jakby nieco słabsze, a Droga Mleczna częściowo niewidoczna, co oczywiście nie tłumi naszego zachwytu.
Na koniec przez kwadrans słuchamy muzyki japońskiego wykonawcy Kitaro, świetnie brzmiącej pod każdym niebem – czy to prawdziwym, czy sztucznym – i dlatego często wykorzystywanej do ilustrowania seansów w planetariach.
Na dachu obserwatorium
Ostatnie wrażenia, ostatnie zdjęcia. Nowoczesna winda wynosi nas teraz na ostatnie piętro budynku, gdzie znajduje się taras obserwacyjny i kamery stacji bolidowej. Oglądamy rozświetloną sodowymi lampami wieczorną Łódź, przykrytą mgłą i prószącym z nieba drobnym śniegiem. Nasz przewodnik prowadzi nas jeszcze pod tymczasową kopułę, pod którą ma zostać umieszczony nowy teleskop. Na parterze nowodobudowanej części budynku znalazło się też miejsce dla nowego, większego i wygodniejszego planetarium. Sala stoi jednak pusta, bowiem od kilku lat placówka czeka na środki finansowe, które pozwolą na zakup aparatury projekcyjnej amerykańskiej firmy Spitz. Nie zatrzymujemy Pawła przygotowującego się do jutrzejszego XVII finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Dla nas także dzień był pełen wrażeń.
Powrót do Kalisza
Klucząc mokrymi ulicami powoli opuszczamy Łódź. Przed nami ponad sto kilometrów drogi. Początkowo żywo rozmawiamy, ale zmęczenie daje o sobie znać i podbojowicze kolejno wyłączają się. Prawie bez przeszkód, ale na resztkach paliwa dojeżdżamy do Kalisza, na iście królewską ucztę przygotowaną przez Justynę. Po rodzinnej kolacji zasypiamy o różnych porach. Niedzielę spędzamy na odpoczynku, wymianie opinii (na temat planetariów oczywiście) i planowaniu kolejnego, siódmego etapu Podboju.
Podsumowanie
Przede wszystkim nie gaśnie nasz podziw dla nieżyjącego już pana Zbigniewa Solarza z Piotrkowa Trybunalskiego i wciąż pełnego energii pana Andrzeja Owczarka z Potarzycy, spod rąk których wyszły świetne urządzenia o możliwościach dorównujących niewielkim fabrycznym projektorom zeissowskim typu ZKP 1 i ZKP 2.
Pomysłodawcy i twórcy polskich planetariów szkolnych naprawdę mogą być dumni z siebie i bez kompleksów patrzeć na projektory naszych zachodnich sąsiadów. Oczywiście jest sporo ograniczeń wynikających bądź z samej konstrukcji, jak wspomniany zakres szerokości geograficznych od równika do bieguna północnego, bądź z trudności uzyskania podobnych rozwiązań technicznych, jak brak przesłon (powiek) przy gwiazdach znajdujących się poniżej horyzontu planetaryjnego nieba (od opiekunów planetariów z Piotrkowa i Potarzycy wiem, że Zbigniew Solarz pracował nad rozwiązaniem tego problemu i zbudował nawet prototyp powieki).
Nie są to jednak ograniczenia na tyle poważne, by w jakimkolwiek stopniu przeszkadzały w odbiorze nieba i zjawisk na nim zachodzących. Chylę czoła!
Plany na przyszłość
Pozostało nam już niewiele miejsc do odwiedzenia.
Z nieznanych nam "gwiezdnych teatrów" czekają na zdobycie tylko Kielce z jedyną w Polsce zdominowanej przez niemieckie projektory Zeissa japońską aparaturą Goto.
Frombork znamy doskonale – właściwie stamtąd wywodzi się nasza grupa, ale by podbojowej formalności stało się zadość, odwiedzimy i tamtejsze planetarium.
Młodzieżowe Obserwatorium Astronomiczne w Niepołomicach już za kilka miesięcy otworzy własne planetarium z najstarszą chyba aparaturą w Polsce o ciekawej historii.
Ostatnie miejsce to okryty tajemnicą Szubin z dmuchanym planetarium prawdopodobnie tego samego typu co w Krakowie.
Z niecierpliwością czekamy zatem na wiosnę, by znowu móc zasiąść w gwiezdnym kinie. Do zobaczenia!
Podziękowania
Za cierpliwe czekanie oraz całe popołudnie i wieczór poświęcone naszej grupie dziękujemy panu Andrzejowi Owczarkowi z planetarium w Potarzycy. Panu Jackowi Stańczakowi z planetarium w Piotrkowie Trybunalskim dziękujemy za gościnne przyjęcie i wiele ciekawych informacji na temat kulis budowy pierwszego szkolnego projektora w Polsce. Na ręce Pawła Maksyma składamy podziękowania za przyjęcie nas w łódzkim planetarium, prezentację jego możliwości oraz opowiedzenie, co dzieje się w łódzkim – i nie tylko – światku astronomicznym.
Oryginalna wersja tekstu (stan na 26.10.2009) znajduje się pod tym adresem. Więcej zdjęć w serwisie Flickr.