Podbój Polskich Planetariów – etap 3
Trzecia wyprawa
Kolejną, trzecią już odsłonę PPP rozpoczęliśmy tradycyjnie we Wrocławiu. W piątkowy poranek 13 czerwca wsiedliśmy do pociągu w kameralnym składzie: moja żona Monika, Radek Pior oraz ja. Wyruszyliśmy na Pomorze – do Szczecina i Trójmiasta.
Szczecin
Szczecin przywitał nas wiatrem i deszczem oraz rozpoczynającymi się obchodami Dni Morza, które nieco zdezorganizowały komunikację miejską. W Akademii Morskiej na Wałach Chrobrego stawiamy się punktualnie w południe. Nasz pierwszy cel znajdujemy za jednymi z szeregu drzwi na drugim piętrze, nie wyróżniającymi się niczym poza skromną tabliczką Planetarium i zwięzłym życiorysem patrona – kpt. ż.w. Antoniego Ledóchowskiego.
W sali projekcyjnej
Niewielka salka kryje pięciometrową kopułę z syntetycznego materiału naciągniętego na drewniany szkielet. Umieszczona na podeście na środku sali aparatura jest skromnych rozmiarów – wszak to ZKP 1 firmy Carl-Zeiss z niemieckiej Jeny, czyli pierwsza z udanej rodziny rzutników nieba przeznaczonych dla małych planetariów, na co wskazuje rozwinięcie skrótu ZKP – Zeiss Klein Planetarium (niem. małe planetarium Zeiss). Aparatura nosi numer fabryczny 216.
Pan Remigiusz Dzikowski, wykładowca Akademii Morskiej, prezentuje nam możliwości wysłużonej (rok produkcji 1969, instalacja w Szczecinie 10 lat później) aparatury. Gwiazdy są nadspodziewanie dobrej jakości, brakuje jednak innych obiektów nieba: Słońca, Księżyca, planet, Drogi Mlecznej – bądź to z powodu zdekompletowania poszczególnych projektorów, bądź braku żarówek. Trudno się temu dziwić: otrzymanie części do aparatury zaprojektowanej ponad 40 lat temu jest po prostu trudne, chociaż – jak się okazuje w toku dalszej rozmowy i w ciągu następnych dni – możliwe.
Szczecińskie planetarium służy – chociaż w coraz mniejszym zakresie – do szkolenia przyszłych nawigatorów okrętowych w trudnej sztuce astronawigacji. Przedmiot ten więcej ma do czynienia z matematyką i geodezją niż ze współczesną multidyscyplinarną astronomią, z której czerpie właściwie tylko podstawowe informacje o widocznych nad widnokręgiem ciałach niebieskich, i to zaledwie kilkudziesięciu najjaśniejszych spośród kilku tysięcy widocznych w pogodną bezksiężycową noc z dala od miejskich świateł.
Z rzadka tylko niewielka sala planetarium jest wykorzystywana do innych celów. Jeśli zdarza się jakiś pokaz, to jest to krótkie wygaszenie świateł dla grupy młodszych dzieci, podczas którego można w zasadzie pokręcić nieco niebem i opowiedzieć kilka historii związanych z gwiazdozbiorami. Innemu wykorzystaniu planetarium w jego obecnym stanie nie sprzyja wspomniane już zdekompletowanie aparatury oraz ściśle dydaktyczne przeznaczenie sali, czego wyrazem jest wyposażenie okrągłego pokoju w pulpity do pisania połączone z drewnianymi ławkami. A szkoda, bo planetarium, choć sterowane ręcznie, co widać na jednym z poniższych zdjęć, ma potencjalnie duże możliwości edukacyjne. Skąd taki wniosek? O tym za chwilę.
Wizyta w Muzeum Narodowym
Pożegnawszy pełne studentów płci obojga mury Akademii Morskiej poświęcamy dwie godziny na obejrzenie kilku interesujących ekspozycji w odległym o kilkadziesiąt metrów Muzeum Narodowym. Zmęczeni zwiedzaniem zarzucamy kotwicę w nieodległej restauracji, pożywiając się olbrzymią parującą miską pełną smakowitych pierogów. Najedzeni i zregenerowani, lecz nieco ociężali kierujemy się ku kolejnej szczecińskiej atrakcji – wahadłu Foucaulta wiszącemu w wieży zamku książąt pomorskich. Radek i ja, jako miłośnicy tych pomysłowych przyrządów, a w szczególności wahadła zawieszonego we Fromborku, nie możemy odpuścić takiej okazji. Szczecińskie wahadło ma identyczną długość jak wahadło fromborskie, ale obciążnik o masie 70 kg jest cięższy od fromborskiego o ponad jedną trzecią.
Po obejrzeniu wahadła i przekonaniu się po raz kolejny, że Ziemia jednak się kręci jedziemy na peryferie miasta, do hotelu robotniczego w pobliżu stoczni, gdzie spędzamy noc.
Kierunek – Trójmiasto
Budzimy się przed piątą w sobotę, by po szybkiej toalecie i pakowaniu pojechać tramwajem przez uśpione miasto na dworzec, skąd pociąg wiezie nas do Gdyni. Kilkugodzinna podróż nie dłuży się – nie znamy zbyt dobrze tych stron; zabijamy czas oglądaniem krajobrazu za oknem. Owocowe śniadanie i drzemka pozwalają zregenerować siły i dokończyć przerwany przedwcześnie sen.
Gdynia
Gdynia wita nas słonecznie, ale wietrznie. Na asfalcie peronu odnajdujemy naszych śpiących kolegów: Maćka i Piotrka, którzy nocnym pociągiem przyjechali z Wrocławia. Planetarium na Skwerze Kościuszki otwiera swoje podwoje w południe, mamy zatem niespełna półtorej godziny w zapasie. Poświęcamy chwilę na zapoznanie się z atrakcjami przygotowanymi przez PKP w ramach Dni Techniki Kolejowej. Dane jest nam wejść do kabiny byka i gagarina oraz zajrzeć do wnętrza maszyny do specjalnych poruczeń – WZT-1 – zbudowanego na podwoziu czołgu T-55 pojazdu służącego do usuwania skutków wykolejeń pociągów i innych wypadków w trudno dostępnym terenie. Na obejrzenie innych atrakcji – drezyn, pociągów technicznych, salonek – brakuje nam niestety czasu. Przyjechaliśmy tu w końcu dla astronomii!
Planetarium w marinie
Planetarium na głównym deptaku Gdyni – Skwerze Kościuszki – nie rzuca się w oczy. Wręcz przeciwnie: dla kogoś, kto chciałby szybko je znaleźć, może to być niełatwe zadanie. Należy przejść za budynek Akademii Morskiej przed Akwarium Gdyńskim w kierunku portu jachtowego (na zdjęciach z Zumi.pl oraz Google Maps budynek planetarium widać mniej więcej w środku). Kopuła ginie w otoczeniu, ale od frontu nie mamy żadnych wątpliwości.
Na wystroju planetarium odcisnęła swe piętno miniona epoka, co nie odbiera mu swoistej przytulności.
W holu uwagę przyciąga zegar Shortta w osobie pana (master) i niewolnika (slave) – jeden z najdokładniejszych chronometrów astronomicznych. Ten egzemplarz jest niestety nieczynny, ale według słów szefa planetarium, Pana Marka Szczepańskiego, zegar ma zostać wyremontowany i doprowadzony do chodu. Ponoć znalazł się już zegarmistrz chętny do zmierzenia się z tym niełatwym zadaniem. Czynne zegary Shortta znajdują się m.in. w obserwatorium astronomicznym w Olsztynie i w Instytucie Astronomicznym Uniwersytetu Wrocławskiego.
Podobnie jak Szczecin, Gdynia wyposażona jest w aparaturę ZKP 1 (wybiegając nieco w przyszłość powiem, że również w Gdyni-Oksywiu znajduje się taki projektor), nieco młodszą niż w Szczecinie – nosi bowiem numer 288. Jednak w odróżnieniu od Szczecina gdyńska aparatura jest w lepszym stanie (komplet rzutników, sprawne żarówki), a dodatkowo podczas niedawnego remontu wykonanego przez specjalistów z Planetarium Śląskiego w Chorzowie została wyposażona w niewielką konsolę do zdalnego sterowania aparaturą, znaną z większych planetariów.
Wrażenia z seansu
Oprócz naszej piątki na seansie jest jeszcze około 10 osób, chociaż sala z ośmiometrową kopułą może pomieścić około 50 widzów. Na całym obwodzie kopuły wyklejona jest panorama Trójmiasta i Bałtyku widziana z Zatoki Gdańskiej. Seans prowadzi emerytowany kapitan żeglugi wielkiej, a obecnie przewodnik po Trójmieście. W pierwszej kolejności oprowadza nas po obiektach widocznych na widnokręgu: portach i redach, Mierzei Helskiej, dobrze widocznych budowlach Trójmiasta... Słońce stopniowo zachodzi, pokazują się gwiazdy – tak jak w Szczecinie, znakomitej jakości. Przez kolejną godzinę ze swadą toczy się opowieść o widocznych na nieboskłonie ciałach niebieskich i gwiazdozbiorach. Prowadzącemu sprawia wyraźną przyjemność opowiadanie widzom o niebie i zachodzących na nim zjawiskach.
Ten pokaz jest zupełnie inny od widzianych przez nas wcześniej, przede wszystkim ze względu na fakt, iż prowadzony jest na żywo – w większych planetariach głos lektora jest odtwarzany z nośnika, do prowadzącego należy jedynie sterowanie aparaturą. Wyjątkami wśród odwiedzonych przez nas planetariów są Toruń i Częstochowa, gdzie cały seans – głos, muzyka i dźwięki oraz ruchy aparatury – jest nagrany i sterowany z komputera. Dla ścisłości należy powiedzieć, że mówienie ruchy aparatury w przypadku Częstochowy jest nadużyciem – tamtejsze planetarium jest bowiem projektorem laserowym, nie posiadającym widocznych ruchomych części.
Ciekawostką jest, że seanse z użyciem projektora ZKP 1 muszą być wcześniej ustawione i w trakcie pokazu w praktyce tych ustawień nie zmienia się. Szerokość geograficzną, a właściwie wysokość północnego bieguna nieba ustawia się ręcznie używając korby (jak w Szczecinie) lub z pulpitu sterowniczego (jak w gdyńskim planetarium). Można również pokazać niebo południowe, ale należy pogodzić się z brakiem gwiazd okołobiegunowych. Nie przeszkadza to jednak zbytnio w oglądaniu nieznanych nam, mieszkańcom Północy, gwiazdozbiorów widocznych na Antypodach. Wzajemne położenie ciał Układu Słonecznego (Słońca, Księżyca i planet) ustawia się ręcznie poprzez odpowiednie przekręcenie projektorów pomocniczych w kształcie wydłużonych walców umieszczonych w odpowiednich wycięciach. Projektor główny, a wraz z nim pomocnicze obraca się symulując ruch sfery niebieskiej. Na jednym ze zdjęć w galerii strzałka wskazuje projektor Słońca, co można poznać po symbolu widocznym na powiększeniu. Projektory planet widać również na zdjęciu aparatury szczecińskiej.
Za kulisami
Po zakończeniu seansu mamy czas na dokładne obejrzenie sali, wypytanie o szczegóły techniczne i zrobienie zdjęć. Towarzyszy nam kierownik planetarium, Marek Szczepański, który przekazuje nam różne informacje dotyczące historii i przyszłości placówki.
Pan Marek oprowadza nas po wystawie poświęconej przyrządom nawigacyjnym, po czym żegnamy się z gościnnym planetarium Akademii Morskiej i udajemy na smaczny posiłek do jednej z wielu tawern.
Po obiedzie się kierujemy do położonego w sąsiedztwie planetarium Akwarium Gdyńskiego, dzięki któremu z pustki, czerni i chłodu przestrzeni międzygwiezdnej schodzimy do kolorowego i pełnego życia świata organizmów wodnych, objawiającego się w zaskakujących chwilami formach.
Kolejna noc nad morzem
Noc spędzamy w hotelu na peryferiach Gdańska. Samo dotarcie na miejsce i znalezienie noclegu to temat na osobną opowieść. Koniec końców udaje się: chwilę rozmawiamy o minionym i kolejnym dniu, po czym zamykamy się w śpiworach i zapadamy w sen.
Rozmaite sygnały budzików wbudowanych w telefony komórkowe wyrywają nas ze snu we wczesny (zbyt wczesny!) niedzielny poranek. Po szybkiej toalecie i spakowaniu jedziemy na dworzec w Gdańsku, skąd pociągiem wracamy do Gdyni. Po zasięgnięciu wskazówek w dworcowym kiosku znajdujemy przystanek autobusu, którym po dłuższym oczekiwaniu i równie długiej jeździe docieramy na Oksywie, do Akademii Marynarki Wojennej.
Planetarium na Oksywiu
Przed wejściem wita nas kmdr ppor. Dariusz Żołnieruk – starszy wykładowca w Zakładzie Nawigacji na Wydziale Nawigacji i Uzbrojenia Okrętowego Akademii Marynarki Wojennej im. Bohaterów Westerplatte w Gdyni. Z p. Dariuszem kontaktowaliśmy się wielokrotnie przed przyjazdem do Gdyni; dzięki jego życzliwości i wstawiennictwu dane nam jest być tu dzisiaj i oglądać zazwyczaj niedostępne dla cywilów planetarium. Tuż przed wyjściem z autobusu dołącza do nas młoda kobieta – jak się okazuje, pracownica Akademii, a prywatnie miłośniczka astronomii, Edyta Guzera. Nasi przewodnicy prowadzą nas przez rozległy dziedziniec (zwany ponoć Placem Czerwonym od barwy betonowej kostki, którą jest wyłożony) do głównego budynku Akademii. Na wprost wejścia wita nas narodowy symbol – orzeł: rzeźba pochodząca z koszar Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte. Jest nieco zniszczona, czemu trudno się dziwić wiedząc, co działo się na półwyspie Westerplatte w pierwszym tygodniu II wojny światowej.
Sala wykładowa
Komandor zaprasza nas do ładnie odremontowanej i przestronnej sali wykładowej. Po jednej jej stronie wiszą plansze przedstawiające przyrządy używane w astronawigacji, po drugiej – planety Układu Słonecznego. Cała ściana przeciwległa do zajmowanej przez wykładowcę zajęta jest przez mapę okolic równika niebieskiego. Zadzierając głowę do góry ujrzymy na suficie dwa koła – mapy północnej i południowej półkuli nieba, a dokładniej okolic obu biegunów. Wszystkie mapy zostały wykonane przez p. Dariusza, wydrukowane w arkuszach i złożone tak, by tworzyły jedną powierzchnię. Spędzamy chwilę na rozmowie oraz oglądaniu chronometrów morskich.
W sali projekcyjnej
Pokrzepieni kawą i herbatą idziemy do niedawno wyremontowanej sali planetarium. Wnętrze jest zaskakująco przytulne – nie tego spodziewaliśmy się po wojskowej placówce. Ośmiometrowa kopuła jest otynkowana i wygładzona, dzięki czemu jakość nieba jest naprawdę znakomita. Możemy dokładnie obejrzeć wyposażenie, którego centralnym punktem jest projektor ZKP 1 – młodszy od szczecińskiego, ale starszy od zainstalowanego na Skwerze Kościuszki; jego numer fabryczny to 271. Projektory pomocnicze są w komplecie, co widać na serii zdjęć. Również projektor Drogi Mlecznej jest w pełni sprawny.
Pan Dariusz pokazuje nam możliwości aparatury – gwiazdy i planety naprawdę robią wrażenie. Jesteśmy pełni podziwu dla niemłodego już przecież projektora. Jak widać – troska o sprzęt procentuje. Podobnie jak w planetarium Akademii Morskiej na Skwerze Kościuszki, również tutaj aparatura została odmłodzona i wyposażona w sterowanie z pulpitu, epidiaskop oraz rzutnik slajdów. W niedługim czasie planetarium ma zostać wzbogacone o projektor multimedialny podłączany do laptopa.
Jako że placówka służy – podobnie jak w Szczecinie – do szkolenia przyszłych nawigatorów, p. Dariusz prezentuje nam na slajdach krótkie wprowadzenie do nawigacji i astronawigacji. Mamy okazję przypomnieć sobie podstawowe informacje z geometrii płaskiej i przestrzennej. Po tym zwięzłym wykładzie każdy może wziąć do ręki sekstant i korzystając ze zgrabnych modeli polskich latarni morskich ustawionych na obwodzie kopuły zmierzyć się z tym przyrządem – niełatwym w obsłudze, aczkolwiek przez ponad 250 lat niezbędnym dla przemierzających morza i oceany.
Nie tylko astronomia
Na koniec oglądamy prezentację poświęconą pamiętnej Wojnie światów w jej rozlicznych postaciach: książkowej, radiowej i filmowej z towarzyszącą prezentacji muzyką. Nasi opiekunowie pokazują nam z nieukrywaną, lecz całkowicie zasłużoną dumą materiał filmowy i zdjęcia z pokazu częściowego zaćmienia Słońca, które było widoczne w Polsce 29 marca 2006 r. Pokaz był wielkim sukcesem i – dość nieoczekiwanie dla jego organizatorów – przyciągnął na dziedziniec Akademii Marynarki Wojennej ponad tysiąc osób!
Czas na wspólne zdjęcie pod kopułą, żegnamy się bowiem z p. Dariuszem, który po całonocnej służbie oraz spotkaniu z nami udaje się na zajęcia ze studentami zaocznymi – jesteśmy pełni podziwu dla jego kondycji!
Z p. Edytą natomiast schodzimy na parking przed Akademią, by sfotografować planetarium z zewnątrz. Po drodze oglądamy zaprojektowany przez p. Dariusza zegar słoneczny na ścianie północnego skrzydła Akademii. Niestety, w chwili wykonywania zdjęcia Słońce było skryte za chmurami.
Czas powrotu
Jedziemy do centrum Gdyni, by posilić się w jednej z tawern i wypić metr piwa. Najedzeni i zadowoleni niespiesznie kierujemy się na dworzec kolejowy, na którym żegnamy się z naszą sympatyczną przewodniczką. Korzystając z posiadanego biletu turystycznego jedziemy na dwie godziny do Sopotu, z którego ponownie wracamy do Gdyni, by po uzupełnieniu zapasów ulokować się w pociągu zmierzającym na południe. Po nocnej podróży, dzieląc się wrażeniami z wyjazdu, docieramy do Wrocławia, kończąc tym samym bardzo udaną trzecią odsłonę naszego projektu.
Podsumowanie
Etap zakończony, czas zatem na krótkie podsumowanie. Baza porównawcza jest dość jednorodna, a wspólne cechy łatwo znaleźć: wszystkie placówki dysponują identyczną aparaturą podstawową (ZKP 1), wyprodukowaną mniej więcej w podobnym czasie, na co wskazuje stosunkowo niewielki rozrzut numerów fabrycznych (216, 288, 271). Wszystkie trzy planetaria należą do szkół wyższych, co niestety ogranicza ich dostępność dla przychodzącego z ulicy widza zainteresowanego astronomią (należy wspomnieć, że do niedawna również planetarium Akademii Morskiej w Gdyni na Skwerze Kościuszki było zamknięte dla publiczności). Oba gdyńskie planetaria zostały niedawno wyremontowane i wzbogacone o pulpity sterownicze.
Możliwości techniczne sprzętu starej generacji, jakim jest ZKP 1, są zaskakujące. Wydawałoby się, że projektory, których konstrukcja pochodzi z lat 50. lub 60. ubiegłego wieku, powinny od dawna tkwić w muzeum. Okazuje się jednak, że dysponując skromnymi środkami technicznymi i podstawowym wyposażeniem można stworzyć naprawdę interesujące pokazy dla szerokiego grona widzów, czego najlepszym przykładem jest planetarium na Skwerze Kościuszki. Chciałoby się, by również szczecińskie planetarium wykorzystało swoją szansę i – po niezbędnych inwestycjach w remont i uzupełnienie głównego projektora oraz w dodatkowe wyposażenie – zaczęło robić pokazy np. dla szkół.
Możliwości drzemiące w tej i pozostałych placówkach są spore, chociaż muszą dawać odpór telewizji cyfrowej z programami i filmami dostępnymi na życzenie, nieprzebranym zasobom Internetu oraz innym multimedialnym rozrywkom, o których twórcom idei sztucznego nieba nawet się nie śniło. A może właśnie ze względu na urok kilkudziesięcioletnich mechanizmów drzemiących pod niewielkimi kopułami warto rozpropagować je szerzej, szczególnie wśród uczniów, dla których wizyta w planetarium i opowieść zapaleńca o nocnym niebie może być jedyną szansą na dowiedzenie się czegoś o Wszechświecie, w którym żyjemy?
Plan W
Czwarty etap Podboju Polskich Planetariów będzie z konieczności oszczędnościowy, ale na pewno będzie stanowić niespodziankę. Spotkamy się po wakacjach w stolicy jednego z regionów. Którym? To okaże się prawdopodobnie we wrześniu. Do zobaczenia na szlaku sztucznego nieba!
Podziękowania
Szczególne podziękowania składam w imieniu swoim i kolegów władzom Akademii Morskiej w Szczecinie oraz Panu mgr inż. kpt. ż.w. Remigiuszowi Dzikowskiemu ze szczecińskiego planetarium. Za pokazanie nam możliwości aparatury na Skwerze Kościuszki dziękujemy Panu Aleksandrowi Juniewiczowi, emerytowanemu kapitanowi żeglugi wielkiej, obecnie przewodnikowi po Trójmieście oraz Panu mgr inż. Markowi Szczepańskiemu, kierownikowi planetarium. Za umożliwienie obejrzenia pięknie odremontowanego planetarium Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni dziękujemy jej władzom, zaś kmdr ppor. Dariuszowi Żołnierukowi i Pani Edycie Guzerze z uczelnianej kancelarii, która zaopiekowała się nami po opuszczeniu gościnnych murów Akademii z całego serca dziękujemy za serdeczne przyjęcie.
Oryginalna wersja tekstu (stan na 22.08.2008) znajduje się pod tym adresem. Więcej zdjęć w serwisie Flickr.